Drugim magnesem ściągającym turystów do bazyliki jest kaplica Chigi, sławna nie tyle dzięki znajdującym się w niej wspaniałym dziełom renesansu i baroku, ale za sprawą Dana Browna, który właśnie w niej umiejscowił jedną z emocjonujących scen swojej poczytnej i na dodatek sfilmowanej książki.
Dla tych, którzy pojawią się jednak tutaj, nie bacząc na mody albo bestsellery, kościół ma nad wyraz wiele do zaoferowania. To prawdziwa skarbnica sztuki, w której godzinami można wędrować oczami i wyobraźnią między jednym dziełem rzeźbiarskim a drugim, popadać w zadumę nad ludzkim losem i jego znikomością, przypatrując się niesamowitym pomnikom nagrobnym, to znowu rozpływać się wręcz w delikatnym, trochę naiwnym pięknie wczesnorenesansowych fresków. To wszystko zostało tu zgromadzone dla uświetnienia tak naprawdę dwóch rzymskich rodów – della Rovere i Chigi. Ale zacznijmy od początku.
Kościół jest renesansową bazyliką usytuowaną bezpośrednio koło bramy miejskiej Porta del Popolo. Ma nader skromną, wręcz niepozorną fasadę. Legenda mówi, że w miejscu tym rósł początkowo orzech, w którego wnętrzu zamieszkiwała potępiona dusza cesarza Nerona – rósł on bowiem w miejscu jego antycznego grobowca. Dusza ta prześladowała wjeżdżających do miasta przybyszów. Gdy wieści o tym dotarły do papieża Paschalisa II, nakazał on modlitwy, które jednak niewiele pomogły. Dopiero gdy we śnie objawiła mu się Matka Boska, która nakazała mu ścięcie drzewa i wybudowanie kościoła, nastąpił cud. W ten sposób powstała skromna kaplica, ponoć ufundowana z datków ludu rzymskiego (stąd wezwanie kościoła: Najświętszej Marii Panny Wszystkich Ludzi). Równocześnie świątynia stanowić miała wyraz dziękczynienia za owocny przebieg pierwszej krucjaty do Ziemi Świętej i zdobycie Jerozolimy (1099 r.). Z kolei papież Grzegorz IX, w podzięce za zakończenie trwającej w mieście w 1231 roku zarazy, rozbudował kościół i umieścił w nim braci franciszkanów.
Dzisiejszy wygląd bazylika zawdzięcza jednak papieżowi Sykstusowi IV z rodu della Rovere, jednemu z największych mecenasów sztuki w dziejach papiestwa, a jednocześnie wielkiemu intrygantowi, człowiekowi o marnej reputacji, który wizerunek papieski doprowadził do granic upadku. Zaraz po wstąpieniu na stolec Piotrowy w 1472 roku nakazał wyburzenie poprzedniej budowli i zastąpienie jej nowoczesną, renesansową bryłą, jak również wzniesienie klasztoru przeznaczonego dla sprowadzonych tu w miejsce franciszkanów ojców augustianów. Zamierzeniem papieża było stworzenie nowego oblicza miasta przy ważnym dla pielgrzymów i przyjezdnych miejscu – przy Porta Flaminia (dzisiaj Porta del Popolo), jak również zapewnienie reprezentacyjnego miejsca pochówku dla siebie i swojej rodziny. Do tego celu ściągnięci zostali z ówczesnej kolebki renesansu, Florencji, pierwszo- i drugorzędni artyści – malarze, rzeźbiarze, sztukatorzy. Rzym rozbłysnął w tym właśnie miejscu nowym, nieznanym dotąd blaskiem. Nic dziwnego, że kościół stał się obiektem modnym i prestiżowym: w nim pragnęli być pochowani najbogatsi i najbardziej znaczący, a przynajmniej za takich się uważający. Nie tylko zresztą związani z rodziną della Rovere, ale też jej wrogowie i konkurenci. Za sprawą datków i fundacji na rzecz klasztoru i kościoła można było zapewnić sobie najgodniejsze miejsce dla pomnika nagrobnego, a nawet kaplicy, oczywiście im bliżej ołtarza głównego, tym lepiej. Również perspektywa spoczęcia w pobliżu papieża nie była bez znaczenia, zwłaszcza dla tych, którzy mieli nadzieję na jego wsparcie w zaświatach.
Najbogatsze rody mogły sobie pozwolić na dekoracje malarskie swych kaplic, a te najbardziej podziwiane w tym czasie tworzył nie kto inny jak Pinturicchio – dekorator apartamentów papieskich, którego malowidła znalazły się w czterech spośród tutejszych kaplic. Większość z nich zachowała swe dekoracje, niektóre jednak padły ofiarą późniejszych modernizacji.
Darem wspomnianego papieża Grzegorza IX był też cudowny obraz Marii, który, jak głosiła legenda, namalowany został przez samego św. Łukasza, a wcześniej znajdował się w kaplicy Sancta Sactorum na Lateranie. Dzisiaj zdobi ołtarz główny bazyliki. Najprawdopodobniej jest dziełem mistrza z ówczesnego klasztoru i kościoła San Saba i pochodzi z XIII wieku. Początkowo absydę zdobił inny, wysmakowany, renesansowy, marmurowy ołtarz autorstwa Andrei Bregno, który powstał w 1478 roku z inicjatywy kardynała Rodriga Borgii, późniejszego papieża Aleksandra VI. Podczas XVII-wiecznej modernizacji ołtarz jednak rozebrano i dziś można go oglądać w dwóch częściach – jedna znajduje się w zakrystii kościoła, druga w pierwszej kaplicy od wejścia (Cappella Montemirabile).
Obecny ołtarz – jak się wydaje zbyt wielki i zbyt monumentalny – powstał w 1627 roku. Zasłonił doskonale zaprojektowane przez Donato Bramantego na początku XVI wieku prezbiterium, którego ozdobą stały się wpuszczające do wnętrza światło okna wypełnione wspaniałymi witrażami (1509), ale też dwa piętrowe, przyścienne nagrobki. Zarówno powiększenie prezbiterium, jak i fundacja nagrobków były inicjatywą kolejnego papieża z rodziny della Rovere – Juliusza II. Ten ambitny i szczodry fundator sprowadził w tym celu do Rzymu znakomitego florenckiego rzeźbiarza Andreę Sansovino, który między 1505 a 1509 stworzył w mieście nad Tybrem pierwsze renesansowe nagrobki, ukazujące nie martwe, ale śpiące postacie, ujęte potrójną arkadą łuku triumfalnego i ozdobione posągami cnót i kandelabrowymi reliefami. Niestety dziś ledwo widoczne, przedstawiają dwóch ważnych dla papieża kardynałów, z którymi łączyło go nie tylko powinowactwo, ale też wspólna frakcja polityczna. I nawet jeśli istniały między nimi animozje, wszystkich łączyła zaciekła wrogość wobec wcześniej panującego papieża Aleksandra VI i wola pozbycia się Francuzów z Italii. Pierwszy z nagrobków ukazuje siostrzeńca papieża Sykstusa IV i wpływowego nepota, a zarazem kuzyna papieża Juliusza II – kardynała Girolama Basso della Rovere. Drugi przeznaczony był dla prawdziwego światowca – kardynała Ascania Sforzy, przedstawiciela panującego w Mediolanie rodu Sforzów, z którym Juliusz II utrzymywał trudną i naznaczoną rozczarowaniami przyjaźń. Niezależnie od interesującego politycznego tła oba nagrobki stanowią jedno z najważniejszych artystycznych dokonań renesansu i dlatego warto im się przyjrzeć uważniej (patrz: Nagrobki Girolama Basso della Rovere i Ascania Sforzy).
Na suficie prezbiterium Pinturicchio umieścił swe znakomite freski w zdobionych obramowaniami polach (1508–1512): w środku widnieje Koronacja Marii, a wokół niej sybille (w polach okrągłych), wizerunki czterech ewangelistów (w polach trapezoidalnych) oraz wizerunki ojców Kościoła (w arkadowych niszach).
Wnętrze świątyni podzielone jest na trzy nawy, otwierające się na kaplice boczne, które uzupełnia poprzeczny transept i koronuje prezbiterium. Całość wieńczy doprowadzająca światło wieloboczna kopuła.W XVI stuleciu surowe wnętrze kościoła zapełniło się nagrobkami i ołtarzami, ale już w kolejnym popadło w zaniedbanie i zapomnienie. Zainteresował się nim dopiero kardynał Fabio Chigi (późniejszy papież Aleksander VII), gdy przypomniał sobie o swym sławnym przodku i postanowił nadać jego kaplicy nowy, wręcz nowoczesny blask. A wraz z nią całemu kościołowi.
W 1652 roku zlecił sławnemu Gian Lorenzo Berniniemu modernizację świątyni. Miała ona zostać też powiększona o kaplice przyołtarzowe (lewy i prawy transept). Celem było przywrócenie bazylice dawnego prestiżu, głównie ze względu na znajdującą się w niej rodową kaplicę Chigich. Wtedy też przybytkiem tym zaczęli się ponownie interesować ci, którzy szukali dla siebie godnego miejsca pochówku. Z ich fundacji tworzono nowe kaplice i przebudowywano stare, usunięto niektóre pomniki, inne przeniesiono do korytarza prowadzącego do zakrystii, albo do samej zakrystii. Nie omieszkano też urozmaicić na barokową modłę wnętrza nawy o krzyżowym sklepieniu. Służyć temu miały osadzone na gzymsie i znajdujące się tam do dziś, wykonane w stiuku pary świętych kobiet i aniołów. Niektóre z nich trzymają papieski emblemat z herbem Chigich della Rovere (sześć gór i gwiazda i drzewo dębu). Zaprojektował je Bernini, a wykonali jego nieodłączni uczniowie i współpracownicy, znakomici barokowi sztukatorzy, między innymi Antonio Raggi, Giovanni Francesco de Rossi czy Ercole Ferrata.
Zanim kościół stał się mekką wielbicieli talentu Caravaggia, uwagę skupiały dwie znajdujące się tu kaplice, stworzone przez najznakomitszych artystów dwóch epok – renesansu i baroku. I od nich rozpoczniemy podróż po najwspanialszych artystycznie dziełach kościoła.
- Kaplica Chigi (druga od lewej) stworzona została w 1516 roku dla papieskiego bankiera i mecenasa sztuki, a równocześnie najbogatszego człowieka w Rzymie, Agostina Chigi. Twórcą koncepcji kaplicy był Rafael, który już wcześniej wkupił się w łaski rodu doskonałą dekoracją podmiejskiej rezydencji – willi Farnesiny. Pośmiertny przybytek bankiera miał zachwycać w równym stopniu, co malowidła jego willi. Kaplicę wyłożono marmurami, ozdobiono pilastrami, a samym grobowcom Agostina i jego brata Sigismonda nadano formy antycznych piramid. Jak się sądzi, inspiracją dla tych niezwykłych w tym czasie form były wykopane w tym czasie na pobliskim placu dwie bliźniacze piramidy – pozostałości antycznych nagrobków. W okiennej partii kaplicy widnieją freski manierysty florenckiego Francesca Salviatiego, ukazujące sceny z Genesis. Natomiast w partii ołtarzowej znalazło swoje miejsce malowidło na kamieniu, ukazujące Narodziny Marii Dziewicy (1526), namalowane przez weneckiego twórcę, Sebastiano del Piombo. Wieńczącą kaplicę kopułę zdobią mozaiki, wykonane ponownie według kartonów wielkiego, uważanego przez współczesnych za niedoścignionego w kunszcie mistrza – Rafaela, który zmarł w trakcie prac nad kaplicą w 1520 roku. Ich głównym tematem jest Stwórca Niebios, ukazany w towarzystwie alegorycznych postaci Słońca i sześciu ówcześnie znanych planet.
Dekorację rzeźbiarską kaplicy stanowią posągi starotestamentowych proroków. Dwa z nich – Jonasza i Eliasza – wykonał uczeń Rafaela, Lorenzetto, natomiast dwa pozostałe (Habakuk i Daniel) powstały ponad sto lat później i były dziełem Gian Lorenzo Berniniego. Te ostatnie stworzone zostały oczywiście na zlecenie wspomnianego Fabia Chigi, który zasiadł na Piotrowym stolcu prawie 140 lat po zbudowaniu kaplicy. Nakazał on Berniniemu modernizację kaplicy w nowym, barokowym duchu i uzupełnienie brakujących rzeźb oraz wykonanie marmurowych reliefów dekorujących piramidy. Bernini był też autorem projektu marmurowej mozaiki podłogowej ukazującej Śmierć niosącą herb Chigich della Rovere, której towarzyszy napis Mors ad Caelos (Śmierć jest drogą do niebios). Tematem inspirującym artystów przy tworzeniu ikonografii tego miejsca była śmierć, zmartwychwstanie i zbawienie. Temu służył też dobór proroków uwiecznionych w marmurze i widniejących w niszach kaplicy. Każdy z nich niesie inne przesłanie, ale razem mówią o pokonaniu śmierci przez wiarę. Interesujące z artystycznego punktu widzenia jest też porównanie dwóch figur renesansowych (Lorenzettiego) z tymi barokowymi (Berniniego). W doskonały sposób unaocznia ono, jak harmonii, dążeniu do równowagi i klasycznego piękna renesansu przeciwstawiony został ruch, dynamika i ekspresja baroku – figury Berniniego wydają się wręcz rozsadzać nisze, w których się znajdują.
Nieopodal tej kaplicy, w filar kościoła, wbudowano imponującą, rokokową kreację pośmiertną, przeznaczoną dla Marii Odescalchi Chigi (1771). Ryczący lew u nasady tegoż filaru, zarzucona na skale płachta, na której uwieczniono imię zmarłej, wszystko to przypomina o modzie, jaka nastała w XVIII wieku na teatralnie udrapowane nagrobki. Elementy wykorzystane w jego dekoracji odnoszą się do znaków heraldycznych rodów, do których należała dwudziestoletnia, zmarła w połogu po urodzeniu trzeciego dziecka kobieta – lew (Odescalchi), góra (Chigi) i dymiąca urna.
- Po przeciwnej stronie kościoła, dokładnie na wprost, znajduje się równie ciekawa kaplica – Kaplica Cybo, ufundowana dla rodu Cybo. I on mógł poszczycić się wydaniem ze swych szeregów biskupa Rzymu – Innocentego VIII, zapisanego na kartach dziejów jako pierwszy papież, który oficjalnie zalegalizował swe dzieci. Kaplica zakupiona została przez jego bratanka, kardynała Lorenza Cybo de Mari, który nakazał udekorować ją freskami Pinturicchia (1489–1503) i wyposażyć w rzeźby nagrobkowe warsztatu Andrei Bregno. Najwyraźniej jednak dla kolejnych potomków rodu kaplica nie wydawała się wystarczająco reprezentacyjna i prestiżowa, gdyż po prawie 150 latach kolejny fundator – kardynał Alderano Cybo, sekretarz papieża Innocentego X, oszołomił widzów przepychem zastosowanych tam dekoracji – dopiero one należycie upamiętniały ród kardynała. Zniszczono przy okazji renesansowe freski, a nową aranżację kaplicy powierzono uczniowi Berniniego, Carlo Fontanie, który do jej ozdoby wykorzystał spiętrzone kolumny, pilastry i balustrady, wykonane z drogocennych marmurów, ciemnozielonego serpentynu i brązowego jaspisu. W ołtarzu głównym znalazł się obraz przedstawiający dyskusję na temat Niepokalanego Poczęcia Marii, żywo zajmującą uwagę ówczesnych dygnitarzy kościelnych; w debacie uczestniczą św. Jan Ewangelista oraz ojcowie Kościoła: św. Grzegorz Wielki, św. Jan Chryzostom i św. Augustyn. Obraz powstał w 1689 roku i namalowany został przez głównego przedstawiciela późnego baroku Carlo Marattiego. Cały ten przepych zaaranżowano dla upamiętnienia spoczywających w kaplicy kardynała Alderano Cybo (1683) i Lorenzo Cybo (1684), których pomniki nagrobne wykonał ceniony w tym czasie autor licznych rzymskich rzeźb Francesco Cavallini. W ten sposób powstało jedno z najbardziej reprezentacyjnych dzieł sztuki funeralnej epoki baroku.
- Kolej na najbardziej obleganą kaplicę grobową w kościele, czyli kaplicę rodu Cerasi (Kaplica Cerasi). Pracę nad nią powierzono dwóm malarzom – Annibale Carracciemu, którego zadaniem było wymalowanie ołtarza głównego, oraz Caravaggiowi, któremu zlecono wykonanie obrazów bocznych. Płótna Caravaggia zwracały uwagę na dwóch największych męczenników Kościoła i patronów Rzymu – św. Piotra, tego, który miał być jak skała, na którym powstał Kościół, i św. Pawła, erudytę i nawróconego. Z kolei obraz Carracciego przedstawia temat często pojawiający się w potrydenckiej ikonografii – cudowne Wniebowzięcie Marii. Patrząc na tę pełną barw kompozycję, która wydawała się w tamtym czasie wzorcowa, a jej autor uważany był za jednego za najzdolniejszych malarzy swojej epoki, lepiej możemy zrozumieć, na czym polegał przełom w malarstwie, jakiego dokonał Caravaggio. Praca nad obrazami nie szła mu jednak tak szybko, jakby tego pragnął. Kolejny raz sięgał do kieliszka, włóczył się z kompanami, wdawał w bijatyki. Niemniej w 1601 roku, po kilku próbach, udało mu się zadowolić zleceniodawców i w kaplicy zawisły dwa znakomite płótna – Nawrócenie św. Pawła i Męczeństwo św. Piotra.
Oprócz wymienionych kaplic, malowideł i posągów nagrobnych na uwagę zasługują też inne znajdujące się w kościele dzieła, zdobiące kaplice rodów pragnących pozostawić po sobie pamiątkę również w wymiarze artystycznym:
- Kaplica della Rovere (pierwsza po prawej) należy oczywiście do rodu, który poszczycić się mógł wydaniem ze swych szeregów wspomnianego papieża Sykstusa IV. On sam pochowany został ostatecznie w bazylice św. Piotra (San Pietro in Vaticano). Tutaj natomiast ufundowali swoje nagrobki jego bratankowie: Domenico i Cristoforo. Są to dzieła Andrei Bregno (1501) i Florentyńczyka Mino da Fiesole. Po przeciwnej stronie znajduje się nagrobek innego członka rodziny, kardynała Giovanniego de Castro, przeniesiony tu z innego miejsca i jakby trochę za duży jak na to wnętrze. Jednak to nie one przyciągają uwagę patrzącego, ale wspaniały obraz ołtarzowy Pinturicchia – Adoracja Dzieciątka Jezus. Stanowi on część dekoracji, które malarz i jego warsztat wykonali tu między 1488 a 1490 rokiem i które poświęcone zostały dziejom patrona kaplicy – św. Hieronima. Zobaczymy go w zachowanych lunetach sklepienia.
- W kaplicy Basso della Rovere (trzecia po prawej), ufundowanej przez kardynała Girolamo Basso delle Rovere, znajduje się jego nagrobek. Tu ponownie godne nadmienienia są freski Pinturicchia i jego warsztatu ukazujące Madonnę z Dzieciątkiem w otoczeniu świętych w ołtarzu głównym oraz sceny z życia Marii w lunetach i na ścianach. Najpiękniejsza, jak się wydaje, jest scena Piety umieszczona w lunecie nad nagrobkiem. Uwagę odwiedzających ten kościół przyciągają również nietypowe, czarno-białe malowidła znajdujące się w dolnej części kaplicy, tzw. grisaille, mające imitować reliefy. Ukazują one sceny męczeństwa świętych Piotra, Pawła oraz Katarzyny Aleksandryjskiej.
- Kaplica Costa (czwarta po prawej) nie epatuje spektakularnymi dziełami i znanymi nazwiskami, jest jednak ciekawa, gdyż zachowała się w niezmienionej postaci od początku swego istnienia, dzięki czemu stanowi wspaniały przykład zdobnictwa renesansowego. Początkowo należała również do rodu della Rovere, ale ostatecznie przeszła w ręce portugalskiego kardynała – Jorge da Costy (po lewej). Kaplica poświęcona jest św. Katarzynie Aleksandryjskiej, i to ona zajmuje główne miejsce w marmurowym ołtarzu pośród św. Wincentego i św. Antoniego z Padwy. W zdobiących kaplicę lunetach znajdują się natomiast freski warsztatu Pinturicchia ukazujące czterech ojców Kościoła.
- Kaplica Mellini (trzecia po lewej) – powstała co prawda w XV wieku, ale w XVII stuleciu została gruntownie przebudowana i zmieniona. Najciekawsze wydają się tu popiersia dwóch kardynałów z rodu Mellini. Jedno z nich, upamiętniające Giovanniego Garzię Melliniego, jest dziełem ważnego barokowego rzeźbiarza, Alessandro Algardiego, konkurującego w swej branży z samym Gian Lorenzo Berninim.
- Kaplica Montemirabile – kaplica chrzcielna (pierwsza po lewej), początkowo poświęcona była św. Janowi Chrzcicielowi, a od połowy XVI wieku stała się kaplicą, w której dokonywano chrztu. W XVII wieku całkowicie ją zmodernizowano – zamontowano znajdujące się po obu stronach ołtarza cyboria, przeznaczone do przechowywania wody święconej i olei. Reliefowe płyty, pierwotnie znajdujące się w ołtarzu głównym kościoła, wykonane przez Andreę Bregno uzupełnia dekoracja złożona z ornamentów groteskowych i kandelabrowych.
- Kaplica Santa Rita da Cascia albo Cappella Cicala (w transepcie, druga po prawej). Dziś wygląda jak typowa XVII-wieczna kaplica i z artystycznego punktu widzenia nie ma w niej nic szczególnie ciekawego. Ale mimo wszystko jest interesująca. Mówi o czasie, gdy posiadanie przez papieży kochanek i dzieci było oczywistością, niebudzącą specjalnego zgorszenia, a sposób życia biskupów Rzymu z pewnością bardziej licował z kondycją ówczesnych rozpasanych wielmożów niż duchowych pasterzy. Kaplica, która powstała w tym miejscu pod koniec XV wieku, ufundowana została oficjalnie przez Giorgia della Croce, kolejnego męża Vannozzy Cattanei, sławnej w całym Rzymie długoletniej towarzyszki życia i matki czwórki dzieci kardynała Rodriga Borgii, późniejszego papieża Aleksandra VI. Papież zapewne wsparł swą konkubinę w ambicji posiadania własnej kaplicy w tym renomowanym kościele, nawet gdy miał już dużo młodszą, bo piętnastoletnią jej następczynię. Tym bardziej, że spocząć miała w niej nie tylko Vannozza, ale jak się okazało, również papieski syn – Juan, zamordowany najprawdopodobniej przez swego brata Cesare Borgię i wrzucony do Tybru. Drugim spośród pochowanych tu dzieci był Ottavio (syn Vannozzy ze związku z della Croce). Gestem świadczącym o miłości i szacunku do tej kobiety był znajdujący się podówczas w kaplicy obraz św. Łucji z Syrakuz, w sposób szczególny czczonej przez rodzinę Borgiów, a tutaj obdarzonej rysami przypominającymi rysy Vannozzy. Otaczała ją grupa donatorów, wśród których był zarówno papież, jak i ich wspólne dzieci. Cóż musiał myśleć przybyły w tym czasie do Rzymu augustianin Marcin Luter, który był gościem w tutejszym klasztorze, i nawet jeśli nie modlił się w kaplicy Borgia-Cattanei przed obrazem Łucji, musiał widzieć zeświecczenie obyczajów, które zapewne nie mieściło mu się w głowie?. Jak wiemy, gdy już doszedł do siebie, Kościół katolicki zatrząsł się w posadach – z niepozornego ruchu reformatorskiego zrodziła się reformacja. Gdy w XVII wieku podjęto się modernizacji bazyliki, papież Aleksander VII, już doświadczony klęską, jaką Kościół katolicki poniósł w walce z Lutrem, nakazał usunąć ołtarz z kaplicy. Już wcześniej wyniesiono z niej płytę nagrobną Vannozzy (dziś w przedsionku kościoła San Marco), a jedyną pamiątką po statecznej pod koniec życia matronie, która dożyła wieku 76 lat i była oddaną parafianką i szczodrą fundatorką, jest tu zamówiona przez nią marmurowa misa na święconą wodę (obecnie w zakrystii) zdobiona herbem Borgiów – łatwo rozpoznawalnym, gdyż w jednym z czterech pól znajduje się byk.
Również w zakrystii (należy poprosić o możliwość wejścia, po prawej stronie transeptu) można zobaczyć centralną część wspomnianego pierwotnego ołtarza kardynała Borgii, a właściwie tabernakulum ołtarzowe dłuta Andrei Bregno (1478).
Wychodząc z kościoła, koniecznie trzeba zwrócić uwagę jeszcze na dwa nagrobki. Jeden z nich, powstały na początku XVIII wieku, w sposób prawdziwie spektakularny upamiętnia księżną Marię Eleonorę ze znaczącego rzymskiego rodu Boncompagni. Czegóż tam nie ma – nawiązujący do herbu rodzinnego smok wygląda jak żywy, czaszka kościotrupa w zwieńczeniu może naprawdę przestraszyć, a wszystko dopowiadają ściągnięte kokardkami piszczele i inne zagadkowe alegorie.
Drugi z pomników wydaje się dość makabryczny, ale w gruncie rzeczy niesie otuchę. Znajduje się tuż przy wejściu (po lewej stronie) i łatwo go pominąć. Poświęcony jest architektowi o imieniu Gian Battista Gisleni, który co prawda urodził się i umarł (1672) w Rzymie, ale 38 lat swego życia spędził w Rzeczypospolitej, gdzie pracował jako architekt i twórca małej architektury, ale też okazjonalnych dekoracji pogrzebowych dla polskich królów z dynastii Wazów oraz duchowieństwa. Wydaje się, że jego wielkim życzeniem było spocząć w Rzymie, dokąd powrócił sześć lat przed śmiercią. Akurat tyle czasu potrzebował, aby zaplanować i zrealizować swój pomnik nagrobny. Niepozbawiony humoru, jest typowym późnobarokowym memento mori – pomnikiem kalamburem, za którym kryje się przesłanie o znikomości ludzkiego żywota – rozumianego jako stan przejściowy, uwertura do zmartwychwstania. U góry widnieje portret artysty jeszcze w ziemskiej postaci, a towarzyszący mu napis głosi: NEQUE HIC VIVUS (ani tu żywy). Dopowiedzeniem tej sentencji są widniejące na dole, przy umieszczonym za kratą, odzianym w biały całun szkielecie słowa: NEQUE ILLIC MORTUUS (ani tam martwy). Pośrodku znajdują się dwa medaliony z brązu; jeden przedstawia gąsienicę z napisem: IN NIDULO MEO MORIAR (umrę w moim kokonie), a drugi feniksa – odradzającego się z prochu ptaka nieśmiertelności i słowa: UT PHOENIX MULTIPLICABO DIES (niczym feniks pomnożę swe dni). I z tym przesłaniem można opuścić ten wspaniały kościół – prawdziwą arenę ludzkich ambicji, ale i przedsionek do życia wiecznego.
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz pomóc nam w dalszej pracy, wspierając portal roma-nonpertutti w konkretny sposób — udostępniając newslettery i przekazując niewielkie kwoty. One pomogą nam w dalszej pracy.
Możesz dokonać wpłat jednorazowo na konto:
Barbara Kokoska
62 1160 2202 0000 0002 3744 2108 albo wspierać nas regularnie za pomocą Patonite.pl (lewy dolny róg)
Bardzo to cenimy i Dziękujemy.